
Blog psychologiczny. Aktualności ośrodka Psychoterapia W RELACJI.
Co nam daje (a co zabiera) pośpiech?
„Ledwo wyrabiam na zakrętach.”; „Nie wiem w co ręce włożyć.”; „Już nie wiem jak się nazywam.”
Te i kilka innych zdań pada nierzadko z naszych ust: zabieganych, zapracowanych, przeciążonych, przebodźcowanych. Dla części z nas ten stan stał się wręcz oczywisty. Co daje nam bycie w ciągłym pędzie? Co przez pośpiech tracimy?
„Ledwo wyrabiam na zakrętach.”; „Nie wiem w co ręce włożyć.”; „Już nie wiem jak się nazywam.”
Te i kilka innych zdań pada nierzadko z naszych ust: zabieganych, zapracowanych, przeciążonych, przebodźcowanych. Dla części z nas ten stan stał się wręcz oczywisty. Co daje nam bycie w ciągłym pędzie? Co przez pośpiech tracimy?
Poczucie własnej wartości na szali
Ekscytacja. Moc. Poczucie sprawczości i satysfakcji.
Tyle robię. Tak dużo potrafię. Tyle sukcesów osiągam. Jestem zorganizowana. Jestem sprawny. Jestem skuteczny.
Przy dobrych wiatrach skuteczne realizowanie wielu zadań może budować pewność siebie i pozytywny obraz siebie. O ile znajdziemy chwilę na to, by siebie zauważyć.
Często jednak to, co dominuje, to poczucie przemęczenia i przeciążenia. W takich momentach, gdy brakuje nam zasobów łatwiej nam o popełnianie błędów, zapominanie o jednym z miliona zadań. Autokrytyczne zdania czają się wtedy tuż za rogiem: „Znów nie dałem rady.”, „Nawet takiej prostej rzeczy nie potrafię zapamiętać.”, „Nie nadaję się do tego.”. Łatwo też wtedy o niekonstruktywne odreagowanie – na przykład wyładowanie swojej frustracji na ludziach z otoczenia, co długofalowo może podkopywać i osłabiać nasze relacje.
Działania, które napełniają czy ucieczka od pustki?
W naszym życiu mogą zdarzać się okresy, które czasowo zapraszają do bardziej intensywnych aktywności: nowa praca, remont mieszkania, kluczowa faza ważnego dla nas projektu. Czasowo możemy wtedy działać na naprawdę wysokich obrotach. Jednak te działania kiedyś się kończą, a jeśli rzeczywiście były skupione wokół ważnych dla nas celów, pozostawiają po sobie uczucie satysfakcji i choćby częściowego spełnienia.
Bywa jednak i tak, że piętrzące się miesiącami pilne i ważne zadania, którym poświęcamy nasz czas, mają zupełnie inną funkcję. Dzięki nim całymi miesiącami, a nawet latami, możemy unikać kontaktu z samym sobą. Może obawiamy się, że natrafimy na jakieś bardzo nieprzyjemne dla nas uczucia? Może na wszelki wypadek unikamy pytań i wątpliwości, które mogłyby się w nas pojawić? A może unikamy doświadczenia pustki, bezradności czy zagubienia?
Przyjemna stymulacja czy chaos?
Dla części z nas stan, w którym dookoła dużo się dzieje, jest przyjemny. Karmi naszą potrzebę stymulacji, zaspokaja ciekawość, chroni przed znużeniem. Pozwala nam doświadczać, a nowe doświadczenia budują nas, naszą wiedzę o sobie oraz nasze umiejętności. Aby to się zadziało, potrzebny jest czas i umiejętności przetrawienia tego, co się wydarzyło. W chwili zatrzymania może pojawić się myśl, np. „Naprawdę nieźle radzę sobie z robieniem czapek na szydełku.”. Może zauważymy jakieś odczucie z ciała, np. delikatny uśmiech na twarzy, przyjemne unoszenie klatki piersiowej. Może połączymy je z jakąś emocją: radością, satysfakcjąa czy poczuciem dumy.
Drugą stroną medalu jest pęd, w którym doświadczamy przede wszystkim chaosu i zagubienia. Wydarzenia i zadania mijają jak za oknami pędzącego pociągu. Nie zostawiają wyraźnego śladu. Nie pamiętamy już ani dlaczego wsiedliśmy do pociągu, ani dokąd ten pociąg jedzie. A może już dawno przejechaliśmy naszą stację?
A jaki jest Twój pęd i pośpiech? Co Ci daje? Czy coś Ci zabiera?
Jak skutecznie nie-czuć?
W psychoterapii wiele mówi się o emocjach - o ich odczuwaniu, rozpoznawaniu, wyrażaniu. O blokowaniu i odreagowaniu. A może czucie jest przereklamowane? Może wystarczy przestać czuć, a spokój spłynie na nas wypełniając poczuciem szczęścia i harmonii?
W psychoterapii wiele mówi się o emocjach - o ich odczuwaniu, rozpoznawaniu, wyrażaniu. O blokowaniu i odreagowaniu. A może czucie jest przereklamowane? Może wystarczy przestać czuć, a spokój spłynie na nas wypełniając poczuciem szczęścia i harmonii?
Strategie nie-czucia
Wielu klientów rozpoczynając psychoterapię marzy o pozbyciu się nieprzyjemnych emocji. Chcą nie czuć złości, przestać się bać, pozbyć się zalewającego smutku, zmniejszyć poziom wstydu w sytuacjach społecznych. To zrozumiałe. Odczuwanie niektórych emocji bywa nieprzyjemne, nic więc dziwnego, że nie-czucie wydaje się racjonalnym rozwiązaniem.
Często wizytę u psychoterapeuty poprzedzają wielomiesięczne lub wieloletnie próby nie-czucia na własną rękę. Dostępnych strategii jest całe mnóstwo:
alkohol i inne używki
czas ekranowy
intensywny wysiłek fizyczny (jeśli jest nawykowym sposobem odreagowania zanim stan emocjonalny zostanie rozpoznany)
jedzenie (słodycze, napady objadania się)
pogrążanie się w fantazjach i marzeniach zamiast kontaktu z rzeczywistością
pracoholizm
regularne ignorowanie odczuć z ciała
racjonalizacje, autokrytycyzm, autoblokowanie (“Nie powinnam się złościć, bo to nie doprowadzi do niczego dobrego”.; “Po co mam się bać, przecież to nie ma żadnego sensu.”; “Już dość tego smutku, w życiu trzeba się cieszyć.”; “Dlaczego się w ogóle przejmuję, przecież inni mają dużo gorzej.”)
zamiana jednych uczuć na inne (na przykład odczuwamy złość, podczas gdy w środku czujemy się bezradni; na zewnątrz przeżywamy lęk, a w środku kryje się złość).
…
Szczególnie nielubianymi uczuciami bywają bezradność i bezsilność, a także wstyd. Nie przepadamy też za stanami, w których postrzegamy siebie jako słabych lub potrzebujących.
Skąd się pojawia nie-czucie?
Mały człowiek, kiedy pojawia się na świecie, nie ma żadnych blokad w wyrażaniu emocji. Cały się z nich składa i wyraża je bez kontroli. Z czasem, bardzo stopniowo, uczy się uwzględniać innych wyrażając swoje uczucia na zewnątrz, pobierając te nauki od najbliższych mu osób. W tym procesie mogą jednak pojawić się przeszkody. Opiekunowie lub inne osoby w otoczeniu mogą nie potrafić adekwatnie zobaczyć i przyjąć części emocji dziecka. Matka, która obawia się własnej złości, nie będzie potrafiła zaakceptować dziecka w momentach gdy ono przeżywa złość. Z drugiej strony, może wycofywać się, gdy zobaczy złoszczące się dziecko, nie dając mu wtedy potrzebnej mu informacji o granicach. Ojciec, który jest wrażliwy na odczuwanie własnego wstydu będzie interpretował zachowania dziecka jako “pozbawione szacunku” i intensywnie je tłumił. W efekcie może nieświadomie wzbudzać poczucie wstydu u dziecka i sprzyjać tworzeniu się jego nadwrażliwości na tym punkcie. Rodzic, który ma trudność w przeżywaniu smutku i straty będzie starał się uchronić dziecko przed jej przeżywaniem odwracając uwagę od smutku i bólu dziecka lub ucinając je. W efekcie dziecko nie nauczy się w bezpiecznym warunkach, że straty są nieodłącznym, choć nieprzyjemnym elementem życia, a także że po jakimś czasie mijają.
Przykłady można by mnożyć. Ich sednem jest jednak to, że osoba nie może w bezpiecznych warunkach nauczyć się poprzez doświadczenie obsługiwać swoje własne stany emocjonalne. W konsekwencji, gdy te nieuchronnie przyjdą, próbuje zrobić z nimi coś innego niż… czucie.
Skutki nie-czucia
Strategie nie-czucia zwykle działają - krótkotrwale. Prędzej czy później odczujemy ich skutki, ponieważ nie wiedząc co nas boli, nie możemy zająć się sednem tego, czego potrzebujemy. To trochę tak jakby czując głód wciąż karmić się tabletkami zmniejszającymi łaknienie. Łaknienie na chwilę ustanie, jednak głód pozostaje niezaspokojony.
W psychoterapii ten proces może zostać zatrzymany. W bezpiecznych warunkach możemy zobaczyć z jaką częścią siebie nie chcemy się spotkać, w jaki sposób to robimy. A także czego ta część nas potrzebuje, by poczuć ukojenie.
JA czy MY? O indywidualizmie i połączeniu.
Słowa „Ja” i „Moje” w terapii odmieniamy przez miliony form i przypadków. I często to dobrze. A jednak czasem skupienie na JA wydaje się zbyt ubogie. Jest warunkiem koniecznym zdrowia psychicznego, ale jednak niewystarczającym.
Ja, moje, po mojemu. Ja mam rację. Moje granice. Moje potrzeby. Moje uczucia. Ja chcę. Ja nie chcę. Ja nie życzę sobie. Dla mnie jest ważne. To zgodne ze mną.
Słowa „Ja” i „Moje” w terapii odmieniamy przez miliony form i przypadków. I z jednej strony to dobrze. Na psychoterapii indywidualnej zajmujemy się w końcu tym, „co Ty Osobo czujesz”, nie zaś co myśli twoja koleżanka czy partner. Dobrze też z innego względu. W codziennym świecie tak wiele rzeczy na zewnątrz domaga się naszej uwagi, że na nas samych często nie starcza już miejsca. Co zajmuje naszą uwagę? Codzienne zadania i obowiązki. Potrzeby osób, którymi się opiekujemy (dzieci, starsi rodzice). Wzbudzające strach informacje ze świata. Miliony bodźców, którymi zasypywani jesteśmy każdego dnia.
Zajmowanie się „JA” klienta ma też głęboki sens, gdy właśnie widzenia jego jako osoby, razem z jego indywidualnością i żywotną pełnią, w jego historii zabrakło. Wiele osób przeszło przez życie aż do dorosłości nie znajdując w bliskich osobach oczu, które je naprawdę widzą i serc, które naprawdę odpowiadają na ich wnętrze. Brak tego doświadczenia skutkuje ukrytą w duszy wątpliwością: Czy ja w ogóle istnieję? Czy mam prawo istnieć? Na zewnątrz może się ona objawiać rozmaitymi objawami, między innymi depresyjnymi. Skupienie się na odkrywaniu, widzeniu i przyjmowaniu JA osoby, która przyszła na terapię, jest w takim wypadku kluczowa.
Idąc dalej: ważne i sensowne będzie poznawanie swoich granic przez osoby, które doświadczyły w przeszłości ich przekroczenia i uczenie się przez takie osoby ich stawiania. Szukanie granic Ja – nie-Ja będzie tu priorytetowe. Pomocny w odnajdywaniu radości z życia będzie z kolei proces odkrywania własnych uczuć i potrzeb – tych zablokowanych i tych, które nie miały jeszcze szansy wydobyć się na zewnątrz.
Wszystkie te sytuacje, i wiele innych domagają się skupienia na jednostce i pozwalają na realną zmianę tylko wtedy, gdy to się zadzieje.
A jednak czasem skupienie na JA wydaje się zbyt ubogie. Jest warunkiem koniecznym zdrowia psychicznego, ale jednak niewystarczającym.
Bo poza naszą indywidualnością, jesteśmy częścią Wspólnoty. Czy tego chcemy –czy nie – zależymy od siebie nawzajem. Potrzebujemy kontaktu z drugim człowiekiem, wymian emocjonalnych z innymi. Potrzebujemy odbicia się w oczach innych i poczucia, że jesteśmy częścią większej całości. Jeśli drzewa potrafią porozumiewać się ze sobą na odległość (patrz: „Sekretne życie drzew”, P. Wohlleben), to jak wiele przekazujemy sobie My, bez użycia choćby jednego słowa? Nasze codzienne wybory i decyzje wpływają na innych – i vice versa. Nasza wrogość dodaje kropelkę do podziemnych tuneli nienawiści płynących pod powierzchnią Ziemi. A nasza empatia zasila źródła czułości i miłości, których także pod Ziemią niemało. Wiele potrzebujemy od Innych, a ci Inni potrzebują wiele od nas. Wszyscy jesteśmy mieszkańcami jakiejś mniejszej społeczności, większego społeczeństwa, a także naszej planety. RAZEM - to słowo które ma ciężar odpowiedzialności i moc zmiany.
W pogoni za więcej? Czy mniej?
Pęd i pośpiech, jest dla nas czymś tak naturalnym i oczywistym, że staje się przezroczysty. Nie zauważamy ani tego, że w nim jesteśmy, ani tego, co przez to tracimy.
„Świat rushmageddonu mówi zawsze „więcej, wyżej, dalej”. To jest tryb domyślny; drogą kropelkową przenosi się niepodważalne przekonanie, że do tego dążymy. Więcej klientów, więcej zajęć dodatkowych dla dziecka, wyższa sprzedaż, większe zasięgi, więcej polubień, lepsza wersja siebie. Dodawanie wydaje się działaniem oczywistym.
Inaczej z odejmowaniem.”
Natalia de Barbaro, „Przędza”.
Pęd i pośpiech, jest dla nas czymś tak naturalnym i oczywistym, że staje się przezroczysty. Nie zauważamy ani tego, że w nim jesteśmy, ani tego, co przez to tracimy.
Pochłonięci zadaniami, powinnościami, wszystkimi „muszę”, zapominamy o „chcę”, „potrzebuję”. A także o „NIE chcę”.
Iluzja „jeszcze tylko” zachęca by wytrzymać więcej. Jeszcze tylko na trochę” odsunąć siebie, odpoczynek, obecność. Wszystko co dla mnie naprawdę ważne poczeka, ale „jeszcze tylko” chwilę.
Pęd jest jak fast food. Zdaje się oferować wiele, a w rzeczywistości nie odżywia. Intensywne (choć niekoniecznie przyjemne) doznania, których dostarcza, ogłuszają i utrudniają zorientowanie się w tym, co tak naprawdę nas nakarmi.
Od czego wszystko się zaczyna? Często pierwszy krok w biegu po więcej to zanegowanie ciała. Fizyczny ból, który nas nie zatrzymuje. Przemęczenie, które zalewamy kolejną kawą, albo alkoholem. Kompulsywne objadanie się, ciągi oglądania seriali. Zasypianie, wtedy gdy już „zwala nas z nóg”.
To może być też pierwszy krok wstecz. Skupić się na swoim ciele. Zacząć się z nim na nowo oswajać. Poznawać sygnały, którymi do nas przemawia. Oddech, i jego brak, rozluźnienie, napięcie, ból, przyjemność. Głód, pragnienie, senność.
Ten wpis mógłby mieć znacznie więcej słów. Ale tym razem będzie miał Mniej. Może mniej wystarczy?
Poczucie winy - i co się pod nim kryje?
Na poczucie winy można patrzeć pod różnymi kątami i na różne sposoby je rozumieć. Poniżej przestawiamy jeden z takich „kątów”. Czy może być korzystną strategią radzenia? W czym przeszkadza? Co może się pod nim kryć?
„Przestań się obwiniać”, „10 sposobów na pozbycie się poczucia winy”, „Obwinianie innych, jako sposób sprawowania władzy”, „Obwinianie siebie, jako neurotyczny sposób poszukiwana kary za niepopełnione wykroczenia” – tego typu treści pojawiają się na szczycie wyników wyszukiwania, jako odpowiedź na hasło „poczucie winy psychologia”. Na poczucie winy można patrzeć pod różnymi kątami i na różne sposoby je rozumieć. Poniżej przestawiamy jeden z takich „kątów”.
Po co szukamy winnych?
Psychologia wskazuje różne powody, dla których wina jest ważnym elementem naszego życia. W swoim założeniu ma ona znaleźć przyczyny przykrych wydarzeń, wyznaczać odpowiedzialnych, a wraz z towarzyszącą temu uczuciu przykrością, zapobiegać im w przyszłości. To ważny element życia w grupie i budowania więzi. Zmniejsza ryzyko podejmowania działań, które uniemożliwią lub w znacznym stopniu ograniczą możliwość budowania bezpieczeństwa pomiędzy ludźmi. Poczucie winy pojawia się także, gdy postrzegamy siebie jako osoby niemoralne, nie postępujące zgodnie z wartościami. Często jednak mówimy o nieadekwatnym poczuciu winy (lub obwinianiu innych). Wydaje się, że są osoby, które obwiniają się niemal za wszystko, nawet jeżeli ich wpływ na daną sytuację był bardzo ograniczony lub wręcz nie miały go wcale. W psychologii czasem utrwalone poczucie winy odróżniane jest od wstydu bezpośrednio związanego z konkretną sytuacją.
Poczucie winy jako strategia radzenia sobie
Przytoczone nagłówki wskazują na to, że poczucie winy jest czymś złym, niepożądanym. Czymś, czego należy się pozbyć. Dzieje się tak, ponieważ poza przykrością związaną z przeżywaniem go, czasem uniemożliwia ono adekwatne zachowanie, powoduje zapętlanie się w sytuacji lub utknięcie w niej. Z zasady jednak mechanizm stojący za poczuciem winy jest przystosowawczy nie tylko w znaczeniu społecznym. Czasem pozwala lub w przeszłości pozwalał poradzić sobie w sytuacjach, gdy inne znane strategie zawodziły. Takimi sytuacjami są te, w których nie mając istotnego wpływu na daną sytuację – byliśmy lub jesteśmy obarczani odpowiedzialnością. Nieraz spotykamy się z wypowiedziami typu „Jakbyś zrobił/a to o co prosiłem, nie musiałbym/-ałabym się tak złościć.”, ”Jakbyś nie zostawił/a pieniędzy na wierzchu, nie korciłoby mnie aby je zabrać.”, ”Jakby bardziej o siebie dbał/a i był/a milszy/a, to bym nie zdradzał/a”. Dla osoby obwinianej, uwierzenie w takie słowa jest czasem jedynym sposobem, aby móc zachować „pozytywny” obraz więzi. W przypadku dziecka taka wiara jest niemal koniecznością (”Przecież, gdybym była inna, to rodzic, który mnie kocha, nie biłby mnie mówiąc, że to dlatego, że jestem zły/a.”). Chronimy relację za cenę utraty zrozumiałości, poczucia sprawiedliwości i pozytywnego obrazu siebie.
Czasem poczucie winy, jako sposób radzenia sobie wykształca się u osób, które nie tyle były obwiniane, ile poszukiwały sensu i sprawczości, w pełnych chaosu i zupełnie od nich niezależnych sytuacjach. Takim przykładem jest postawa dziecka w domu, w którym często wybuchają kłótnie. Najczęściej dzieciom (a niejednokrotnie także ich rodzicom) trudno jest zrozumieć, dlaczego osoby, które się kochają i zdecydowały się żyć pod jednym dachem sprawiają sobie tyle bólu. Naturalny egocentryzm dziecka, każe mu przypuszczać, iż zachowania te są bezpośrednio związane z nim samym. To nadaje sens chaosowi, daje złudzenie sprawczości. Wszak lepiej uznać, że to przeze mnie, niż że nic nie mogę poradzić.
Co jest pod powierzchnią i na czym polega psychoterapia?
Dla procesu psychoterapii, szczególnie w podejściach skupiających się na doświadczaniu, ważne jest aby dotrzeć do rdzennych, pierwotnych emocji, które leżą pod poczuciem winy. Nieodzowne jest bowiem to, aby uświadomić sobie z czym właściwie jest tak trudno sobie poradzić. Skupienie się wyłącznie na radzeniu sobie z wtórnymi emocjami związanymi z samym poczuciem winy, to jedynie czubek góry lodowej. Najczęściej bowiem doświadczenia, które przyczyniły się do powstania wzorca, który można by określić jako „dzieje się coś złego, to na pewno przeze mnie”, wiążą się z bólem, zranieniem. Niejednokrotnie pod powierzchnią kryje się rozpacz, strach, nieprzeżyta złość, czy smutek. Dotarcie do tych pierwotnych emocji i możliwość przeżycia ich na nowo, z innymi już zasobami własnymi i przy wsparciu drugiej osoby, staje się szansą na budowanie nowego doświadczenia. Tym razem wysłuchanego, akceptowanego i troskliwie zaopiekowanego.
Mężczyźni i seks – w pułapce stereotypów
Zarówno męska jak i kobieca seksualność obrosła w wiele mitów i kulturowych stereotypów. Bywają one krzywdzące i wywołują cierpienie, nie tylko danej osoby, ale czasem również obu osób w intymnym związku. Za mitem czy stereotypem trudno zobaczyć człowieka z jego indywidualnymi preferencjami, potrzebami, tęsknotami i lękami.
Zarówno męska jak i kobieca seksualność obrosła w wiele mitów i kulturowych stereotypów. Bywają one krzywdzące i wywołują cierpienie, nie tylko danej osoby, ale czasem również obu osób w intymnym związku. Za mitem czy stereotypem trudno zobaczyć człowieka z jego indywidualnymi preferencjami, potrzebami, tęsknotami i lękami. Często taka „odstająca od stereotypu” osoba nie wychyla się ze swoją innością w obawie przed wyśmianiem, odrzuceniem. Świat się zmienia a oczekiwania i normy społeczne, w tym te związane z zachowaniami seksualnymi osób danej płci pozostają niepokojąco sztywne. Dzisiejszy artykuł powstał z inspiracji książką Sarah Hunter Murray zatytułowaną Not Always in the Mood, czyli „Nie zawsze w nastroju”.
Jeśli rozejrzymy się po filmowych scenach, powieściowych opisach, artykułach w tradycyjnej prasie kierowanej do którejś z płci czy wpisach w internecie, jest wysoce prawdopodobne, że znajdziemy przekazy, które mówią, że pożądanie i reakcje seksualne kobiet są złożone, natomiast męska seksualność jest nieskomplikowana, pożądanie stałe i wysokie. I choć, jak pokazują modele cyklu reakcji seksualnych każdej z płci, jest w tym ziarno prawdy (linearne a cyrkularne modele odpowiedzi seksualnej), to rzeczywistość poszczególnych osób bywa złożona i niezgodna z uogólnionym, uproszczonym widzeniem.
Stereotypowy obraz mężczyzny w kontekście seksu
Stereotypowo postrzeganą męską seksualność można ująć w 10 mitach przywoływanych przez Hunter Murray. Oto one:
Pożądanie seksualne mężczyzny jest wysokie i niezachwiane.
Mężczyźni odczuwają wyższe pożądanie niż kobiety.
Pożądanie u mężczyzn wywołują głównie bodźce związane z wyglądem.
Mężczyzn motywuje głównie ich własna gratyfikacja seksualna.
Pornografia jest integralną częścią życia seksualnego mężczyzn.
Mężczyźni pożądają. Nie potrzebują czuć się pożądani.
Mężczyźni domagają się seksu i zawsze go inicjują.
Odrzucenie seksualne mężczyzn nie boli bo są do odmowy przyzwyczajeni/ spodziewają się jej.
Mężczyzna skorzysta z każdej nadarzającej się okazji na seks.
Mężczyźni czują się komfortowo z w/w stwierdzeniami na ich temat.
Jakie reakcje wywołuje w tobie lista powyżej? Jakie emocje przywołuje? Jakie konsekwencje dla poszczególnych osób i związków niosą za sobą poszczególne mity? Być może, jako świadoma i oczytana osoba, w pierwszej chwili obruszysz się na niektóre z wymienionych stereotypów i pomyślisz, że ciebie one nie dotyczą, że ty tak nie uważasz. Jeśli tak, to przywołaj swoje związki, własne w nich zachowania i reakcje, stwierdzenia i przekonania.
Jeśli jesteś mężczyzną, zastanów się:
Jak łatwo przychodzi ci powiedzenie partnerce, że nie masz ochoty na seks?
Czy potrafisz powiedzieć partnerce, że jej odmowa jest dla ciebie odrzuceniem i boli? Czy potrafisz zrobić to bez złości, ataku na partnerkę, w kontakcie ze swoją wrażliwością?
Czy zawsze masz naprawdę ochotę na seks kiedy go inicjujesz?
Czy zawsze masz ochotę na seks kiedy inicjuje go partnerka, a ty nie odmawiasz?
Jak rozumiesz swoje reakcje i zachowania w sytuacjach opisanych w punktach powyżej?
Męska seksualność – rzeczywistość
Mężczyźni w realnym świecie, nie ci będący wytworem stereotypów, nie ci ukazywani w większości książek czy filmów, to po prostu ludzie. Tak, to ludzie, którzy często nauczyli się poszukiwać bliskości i intymności w związku przez seks i dzięki niemu. Wszak inaczej „nie wypada” bo chłopaki nadal „nie płaczą” i niekoniecznie potrafią powiedzieć, że im źle, że potrzebują pociechy, docenienia, zapewnienia, że są OK. To ludzie, którzy zwykle doświadczają spontanicznego podniecenia, co nie oznacza, że odczuwają je stale. To ludzie, którzy nie zawsze mają ochotę na seks bo codzienność i stres i ich potrafi przytłoczyć. To również ludzie, którzy cierpią kiedy czują się odrzuceni, niechciani, niekochani. A wtedy często się wycofują i wrócić potrafią czasem tylko poprzez seks.
Ten tekst jest zbyt krótki by oddać złożoność męskiej seksualności. Może jednak będzie okazją do refleksji. Refleksji, która pomoże tobie jako partnerowi czy partnerce zbudować związek, który nie będzie wtłoczony w sztywne stereotypy i ograniczające przekonania. Taki, w którym zobaczysz partnera w jego złożoności i wrażliwości. Taki, w którym pomożesz mu dać sobie prawo do swoich potrzeb, preferencji, emocji i zachowań.
Jeśli zdecydujesz, że to trudne zadanie do samodzielnego wykonania, z pomocą może przyjść empatyczny, wspierający terapeuta, również terapeuta par.
Zapraszamy również na warsztaty dla par „Przytul mnie mocno”. Jedna z 7 rozmów, które partnerzy przeprowadzają ze sobą w ich trakcie dotyczy seksualnego wymiaru relacji.
Mity na temat męskiej seksualności zaczerpnięto z książki Not Always in the Mood, autorstwa Sarah Hunter Murray (2019)
Po co nam rytuały?
Pęd, wir, szaleństwo. Zadania, obowiązki, pośpiech. Przyciągające uwagę bodźce, rozproszenie, trudności w skupieniu się dłużej na jednej czynności. Taka jest codzienność wielu z nas. Jak nie zwariować w tym wariactwie? Czy mogą przydać się nam tego rytuały?
Pęd, wir, szaleństwo. Zadania, obowiązki, pośpiech. Przyciągające uwagę bodźce, rozproszenie, trudności w skupieniu się dłużej na jednej czynności. Taka jest codzienność wielu z nas. Jak nie zwariować w tym wariactwie? Czy mogą przydać się nam tego rytuały?
Rytm który pozwala zwolnić
Gdyby pomyśleć jak wyglądała codzienność naszych dziadków i babć jeszcze kilka dekad temu, różnica jest ogromna. Z jednej strony ciężka wielogodzinna praca, ogrom stresu dotyczących zaspokojenia podstawowych potrzeb. Z drugiej strony spotkania z innymi ludźmi, które nie miały konkurencji w postaci wciągającej gry czy serialu. Nuda? Spokój? Kontakt? Stres? Walka o przetrwanie? Na pewno znacząca różnica między klęską urodzaju, która dotknęła nas dziś, gdy jesteśmy naszą uwagą wszędzie i nigdzie jednocześnie.
W pędzącym świecie potrzebujemy pomocy, żeby spowalniać czas. Powtarzalność rytuałów nas do tego zaprasza. Stałe punkty każdego dnia, tygodnia, miesiąca, roku, dają poczucie bezpieczeństwa. Są też gwarancją, że przeznaczymy swój czas na budowanie właśnie tego, w co chcemy się angażować. Poranna kawa może być zagwarantowanym momentem bycia tylko ze sobą, wieczorne czytanie dzieciom zapewni, że na pewno znajdzie się czas na wspólną lekturę, jedzenie kolacji z bliskimi pozwoli spotkać się z nimi wspólnie choćby na te kilkanaście minut dziennie.
Rytuały, które pielęgnują relacje
Czasem nawet nie wiemy, że je mamy lub orientujemy się, gdy ich zabraknie. Rytuały relacyjne bywają drobne i wielkie. Przytulenie na powitanie, sms na dobranoc gdy jesteśmy daleko, cotygodniowa randka, świętowanie w określony sposób rocznic czy urodzin. Te gesty tworzą poczucie, że jesteśmy stałą częścią życia drugiej osoby oraz sprawiają, że czujemy się ważni. Wymagają zaangażowania, a właśnie ono jest językiem bliskości w relacjach.
Jakie rytuały już masz w ważnej dla ciebie relacji: w parze, w rodzinie, z przyjacielem, z dzieckiem, ze sobą? Które są szczególnie dla ciebie ważne? Jaki rytuał chciałabyś / chciałbyś stworzyć?
Rytuały świąteczne?
Nadchodzący świąteczny czas to dobra okazja do zastanowienia się nad świątecznymi rytuałami, tymi aktualnymi, i tymi z przeszłości. Rytuały, podobnie jak ubrania w starej szafie, dobrze jest co jakiś czas przejrzeć i przewietrzyć. Może część z nich, dawno nie noszonych, nadaje się już do wyrzucenia? Może jest coś, co warto odkurzyć , a może trochę dopasować do obecnej sylwetki?
Zastanów się, jakie są Twoje wspomnienia ze świąt z dzieciństwa? Pamiętasz jakieś pojedyncze wydarzenia, czy te, które powtarzały się co rok. Jakie z nimi wiążą się dla Ciebie teraz emocje? Które z tych rytuałów chciałabyś / chciałbyś kontynuować, a z których zrezygnować? Jaką funkcję spełniają dla ciebie i twoich bliskich świąteczne rytuały? Czy dają jakąś wartość, która nadal jest dla Ciebie istotna? Jaki rytuał przydałby się tobie i twoim bliskim?
„Odczuwam napięcie” – czyli o etapach doświadczania
Gdy zadajemy na sesji pytanie: „Co się z Panią/ Panem dzieje w tej chwili?”, często słyszymy odpowiedź: „Odczuwam napięcie”. To zdanie to dopiero pierwszy krok na drodze do obecności w tu i teraz i samoświadomości.
Gdy zadajemy na sesji pytanie: „Co się z Panią/ Panem dzieje w tej chwili?”, często słyszymy odpowiedź: „Odczuwam napięcie”. To zdanie to dopiero pierwszy krok na drodze do obecności w tu i teraz i samoświadomości.
Etapy doświadczania
W psychoterapii Gestalt ogniskiem uwagi jest kontakt: ze sobą, z otoczeniem i drugim człowiekiem. Dlatego wiele uwagi poświęca się opisowi tego, jak przebiega oraz co staje na jego drodze. Terapia Gestalt opisuje Doświadczanie jako kilkuetapowy proces (tzw. Cykl Zingera). Najpierw odbieramy Wrażenie – zdajemy sobie sprawę, że czujemy jakiś dyskomfort. To właśnie do tego etapu można przyporządkować zdanie „Czuję napięcie”. W drugim etapie – nazywanym Świadomością - nadajemy temu odczuciu jakieś znaczenie. Napięcie może się wtedy okazać głodem, zdrętwiałą nogą, lękiem przed spotkaniem lub przykrością z powodu usłyszanej krytycznej oceny . Gdy dobrze rozpoznamy nasze przeżycia, przychodzi czas na Mobilizację Energii, a następnie Działanie. W przypadku głodu będzie to postanowienie, że chcemy przygotować kanapkę, a następnie jej przygotowanie. Z kolei w sytuacji nieporozumienia interpersonalnego może to być decyzja, że chcemy porozmawiać, przygotowanie się do rozmowy wyjaśniającej i zorganizowanie jej. Następnie przychodzi bardzo ważny etap – Kontakt. To właśnie w tym momencie czujemy wyraźnie smak przygotowanej wcześniej kanapki, przeżuwamy starannie każdy kęs. Tutaj będziemy też starać się autentycznie wyjaśnić to, co przeżywamy i czego potrzebujemy od drugiej strony konfliktu. Kiedy to się zadzieje, przychodzi Nasycenie: moment, w którym poczujemy, że jesteśmy najedzeni lub gdy stwierdzimy, że najistotniejsze rzeczy już wypowiedzieliśmy i usłyszeliśmy. Możemy wtedy spokojnie przejść do etapu Wycofania – zakończyć rozmowę lub odejść od stołu. Zanim przyjdzie czas na rozpoczęcie nowego cyklu doświadczenia bardzo potrzebny jest czas nie-doświadczania. W psychoterapii Gestalt nazywa się go „twórczą próżnią”. W jej trakcie nic nie zwraca naszej szczególnej uwagi, po prostu jesteśmy, w spokoju „czekamy”, aż jakiś bodziec znów stanie się na tyle istotny, byśmy odebrali go jako nasze Wrażenie.
Co przeszkadza nam doświadczać na dziś?
Gdy czytamy opis cyklu doświadczenia krok po kroku możemy odczuwać zdumienie lub niedowierzanie. Na myśl przychodzić mogą ćwiczenia z warsztatów uważności bardziej niż codzienne życie. I z jednej strony jest to zrozumiałe, ciągłe świadome doświadczanie, podobnie jak bycie w ciągłym kontakcie, jest po prostu niemożliwe, a następujące po sobie fazy kontaktu i jego braku są naturalną koleją rzeczy.
Z drugiej strony zaskoczenie to może być też znakiem tego, jak bardzo oddalamy się w obecnym świecie od swobodnego i świadomego doświadczania. Oto kilka czynników, które utrudniają nam bycie w kontakcie – ze sobą, z drugim człowiekiem i światem:
· Stale obecny podwyższony poziom lęku
Pandemia, wojna tuż za granicami, kryzys gospodarczy, kryzys klimatyczny. To mieszanka, której jesteśmy świadkami i uczestnikami od ponad dwóch lat. Każdy z tych obszarów osobno może budzić zrozumiałe obawy. Ich konglomerat staje się mieszanką trudną do przetrawienia. Z jednej strony w naturalny sposób część z nas adaptuje się do sytuacji, w której żyjemy, w pewien sposób „znieczulając się”. Nie jesteśmy w stanie non stop odczuwać lęku, wciąż obawiać się co przyniesie następny dzień. Z drugiej strony, źródła tych obaw nie znikają i pozostają na obrzeżu naszej świadomości, być może jako niezidentyfikowane wrażenia. Ich istnienie możemy rozpoznawać po zwiększonych, niezrozumiałych napięciach w ciele, irytacji „bez powodu”, objawach depresyjnych lub zwiększonej tendencji do tych zachowań, które pozwalają mniej czuć: używek, spędzania czasu przed ekranem, zwiększonej ilości snu.
· Ilość bodźców
Ilość bodźców, którymi jesteśmy stale otoczeni jest niewyobrażalna. Dźwięki, kolory, informacje, obrazy - każdy coraz lepiej zaprojektowany, by szybko i skutecznie przykuć naszą uwagę. Do tego dochodzi niekończąca się ilość spraw, zadań i obowiązków które rozpraszają naszą uwagę „od środka”. O ile bardzo świadomie nie zadbamy o „twórczą próżnię”, możemy jej w ogóle nie doświadczać.
· Popularność zachowań, które wiążą się z niebyciem w kontakcie (ekrany, kontakt zdalny)
Sposób spędzania czasu teraz i dekady temu diametralnie się zmienił. Jest tak wiele atrakcyjnych sposobów na łatwą przyjemność, że opieranie się im wymaga nie lada wysiłku. Serwisy streamingowe, media społecznościowe, podcasty – naprawdę wiedzą co zaoferować, by dostarczyć nam rozluźnienia i rozrywki. Sprawiają, że, nim dojdzie do nas choćby wrażenie, że odczuwamy jakiś dyskomfort, może upłynąć wiele godzin.
· Przeciążenie i przemęczenie
W tak urządzonym świecie stale doświadczamy przemęczenia i przeciążenia. W takim stanie paradoksalnie trudniej znaleźć zasoby na to, co rzeczywiście zregeneruje, a łatwiej wybrać to, co pomoże choć na chwilę się „odciąć”. W efekcie znów pozbawimy siebie szansy na odbiór sygnałów o dyskomforcie, nie mówiąc już o pozwoleniu sobie na przejście przez kolejne etapy doświadczenia.
Być w kontakcie mimo przeszkód
Bycie w kontakcie to naprawdę spore wyzwanie. Jednocześnie rezygnacja z kontaktu niesie ze sobą ważne konsekwencje. Możemy zaniedbywać potrzeby swojego ciała, nie zdając sobie w pełni sprawy z ich istnienia. Możemy ponosić konsekwencje zdrowotne stale podwyższonego poziomu stresu. Możemy też mieć coraz mocniejsze poczucie samotności i izolacji, które może z kolei skutkować depresją. Alternatywą jest wymagający wysiłku i intencjonalnej uwagi proces zatrzymywania się, zwalniania, uważności i otwartości na otoczenie. I choć w krótkiej perspektywie wydaje się trudniejszy, jego długoterminowe skutki będą dla nas nieporównywalnie bardziej korzystne.
Październik na naszym Facebooku i Instagramie będzie miesiącem poświęconym uważności i byciu tu i teraz. Bądźcie z nami na bieżąco!
O potrzebie „bycia ważnym” w relacjach
Potrzeba bycia ważnym to chyba jedna z uniwersalnych potrzeb. Co to znaczy w psychologicznym sensie i co może stać na drodze do jej zaspokojenia?
Potrzeba bycia ważnym dla kogoś to chyba jedna z najbardziej uniwersalnych potrzeb. Co to znaczy w psychologicznym sensie i co może stać na drodze do jej zaspokojenia?
Potrzeba bycia ważnym – co to znaczy?
Bycie dla kogoś ważnym zazwyczaj mówi o rodzaju kontaktu, jakiego poszukujemy. To właśnie dzięki kontaktowi z innymi mamy poczucie, że istniejemy. Za chęcią bycia ważnym mogą stać jednak bardzo różne potrzeby:
Chcę być zauważony/-a – potrzebuję twojej uwagi
Chcę być doceniony/-a – potrzebuję czuć, że mnie pozytywnie oceniasz i szanujesz
Chcę być zrozumiany/-a – potrzebuję czuć, że naprawdę wiesz, co przeżywam
Chcę być zaakceptowany/-a – potrzebuję czuć, że akceptujesz mnie takim jakim jestem/ taką jaką jestem
Chcę być odzwierciedlony/-a – potrzebuję Twojej empatycznej reakcji na mnie i na moje przeżycia
Chcę być blisko – potrzebuję czuć, że jesteś zaanagażowany/-a w naszą relację.
„Widzę cię” / „Nie widzę cię”
Na terapii lub warsztacie psychologicznym słowa „widzę cię” potrafią wywołać lawinę łez, chęć schowania się lub ucieczki. Wydaje się, że uważny, empatyczny wzrok drugiego człowieka to coś, czego wielu z nas ma za mało. Sytuacje „niewidzenia” obserwować można w wielu okolicznościach. Rodzic zajmujący się pracą, sprzątaniem i gotowaniem, w danym momencie nie widzi swojego dziecka. Rozbiegany wzrok partnera, który słuchając nas jest jednocześnie myślami zupełnie gdzie indziej. Przyjaciółka, która jednym uchem nas słucha, myśląc jednocześnie głównie o tym, co sama za chwilę chce powiedzieć. Dziecko, które chwali się zbudowanym własnoręcznie i z zaangażowaniem samolotem i w odpowiedzi słyszy, że jest krzywy.
Byłoby zresztą niemożliwe być wciąż w głębokim kontakcie z drugim człowiekiem. Kontakt w naturalny sposób ma swój rytm zbliżania i oddalania. Jednak, gdy sytuacje, gdy czuliśmy się „niewidziani” zdarzały się w przeszłości szczególnie często bądź były szczególnie bolesne, możemy aktualnie doświadczać ich jako szczególnie przykrych. Mogą pojawiać się w nas intensywne uczucia smutku, niepokoju, zawstydzenia, opuszczenia.
W ochronie wrażliwego ja
Zaspokajanie własnych potrzeb jest w teorii niezwykle proste. Uświadamiamy sobie czego potrzebujemy, a następnie dbamy o to, by tę potrzebę zaspokoić. Jeśli to potrzeba skierowana do drugiej osoby, po prostu mówimy jej: „Potrzebuję żebyś mnie posłuchał z uwagą. Proszę, czy możesz poświęcić mi teraz czas?”. Po drugiej stronie jest odpowiedź: „Tak, chcę i mogę to zrobić” lub „Nie, nie chcę lub nie mogę tego zrobić.”
Teoria niestety znacznie różni się od praktyki. Najczęściej w tym procesie zdarzają się dwie blokady:
Tak bardzo nie chcemy / boimy się poczuć swój smutek, lęk, samotność, zależność, że nawet nie rozpoznajemy tego, za czym tęsknimy i nie umiemy określić swoich potrzeb. Zamiast tego nakładamy zbroję obojętności, złości lub pretensji.
Tak bardzo boimy się odmowy, a w związku z tym poczucia odrzucenia, wstydu, zlekceważenia, że mimo iż wiemy, za czym tęsknimy, nie prosimy o to. Czekamy, aż ktoś sam się domyśli, nieświadomie wciąż testujemy: „Zobaczymy, czy jej naprawdę zależy”. A gdy testy, którym poddajemy nieświadomą niczego drugą osobę nie wypadną pomyślnie, wściekamy się ze zdwojoną siłą.
Jak wyjść z pułapki?
Nie ma magicznego sposobu na zaspokojenie potrzeb stojących za hasłem „chcę być widziany/-a”. Jedyną drogą jest podjęcie ryzyka odsłonięcia się. Konieczna do tego jest zdolność do tolerowania uczuć, które się z tym wiążą: zrozumienie ich źródła, doświadczenie ich w bezpiecznych warunkach – na przykład terapii, a następnie rozróżnienie czy nasze reakcje są związane z aktualną sytuacją czy też tą z przeszłości. Da to nam możliwość widzenia siebie w pełni: jako potrzebujących, kruchych, zaspokojonych lub nie. Da możliwość widzenia innych pełniej: jako różnych od nas, mających swoje potrzeby, czasem odpowiadających na nasze, a czasem nie.
„Nie bądź dzieckiem”?
„Nie bądź dzieckiem” – tak mówimy, gdy chcemy kogoś „przywołać do porządku”, wskazać, że zachowuje się „niewłaściwie” czy „nieadekwatnie”. A przecież od dzieci właśnie możemy czerpać to, co w dorosłości mogło nam się gdzieś zagubić. I choć nie zachęcamy do kopiowania zachowań dzieci jeden do jednego, potraktujmy je jako wartościową inspirację.
„Nie bądź dzieckiem” – tak mówimy, gdy chcemy kogoś „przywołać do porządku”, wskazać, że zachowuje się „niewłaściwie” czy „nieadekwatnie”. A przecież od dzieci właśnie możemy czerpać to, co w dorosłości mogło nam się gdzieś zagubić. I choć nie zachęcamy do kopiowania zachowań dzieci jeden do jednego, potraktujmy je jako wartościową inspirację.
Swoboda i autentyczność
Małe dzieci często nie zastanawiają się nad tym, co inni sobie pomyślą. Mówią co myślą, są w pełni sobą. Gdy się cieszą, tańczą z radości. Śmieją się do rozpuku, zarażając tym innych. Złoszczą się tupiąc nogami z całych sił. Płaczą tak, jakby świat właśnie się kończył. W dorosłości tej umiejętności swobodnej ekspresji nieco nam brakuje. Sporo uwagi zajmuje nam to, co wypada, co jest oczekiwane. Co możemy, co jest dobre, a co złe. I choć umiejętność wczuwania się w perspektywę innych osób jest cenna i potrzebna, zostawmy sobie nieco więcej niż margines na… siebie.
Bycie tu i teraz
Przyglądanie się dzieciom w trakcie ich zabawy czy eksploracji świata bywa fascynujące. Mogą długie chwile przyglądać się listkom i owadom. Z pełnym oddaniem skaczą po kałużach skupione w pełni na skakaniu. Nic ich nie rozprasza. Pełna koncentracja i zaangażowanie. Z zapałem budują skomplikowane konstrukcje. Czas się nie liczy. Jest tylko tu i teraz. Czy nie brzmi to kusząco?
Błąd to lekcja, nie porażka
Dzieci skokowo zdobywają różne umiejętności. Z malutkich istot, których wiedza o świecie jest bardzo niewielka, przeobrażają się w osoby, które potrafią samodzielnie jeść, mówić, chodzić oraz coraz lepiej rozumieją co się dzieje wokół. Gdyby dzieci poddawały się przy pierwszym, dziesiątym czy setnym upadku, nigdy nie nauczyłyby się chodzić. Na szczęście są w tym niestrudzone! Czy i my, dorośli, moglibyśmy mniej przejmować się potknięciami?
Stanowczość w dążeniu do tego, czego pragną
„Ja chcę!”, „Ja chcę teraz!”, „Nie będę tego robić, to jest głupie!” – te zdania wielu dorosłych zna aż za dobrze. I zazwyczaj nie wzbudzają one w nas radości. Wyobraźmy sobie jednak, że ożywiamy choć część tego entuzjazmu i zdecydowania. Śmiało domagamy się docenienia naszych działań, czy traktowania nas tak, jak na to zasługujemy. Stanowczo nie zgadzamy się na to, co jest niespójne z nami. Czuć powiew siły i sprawczości, czyż nie?
Jeśli któraś z inspiracji do Ciebie przemawia – nie czekaj! Wprowadź więcej tego obszaru do swojego życia. Tu już przydadzą się dorosłe umiejętności: podejmowania decyzji, planowania i konsekwencji. Niech będą używane także w służbie tego, co w nas dziecięce.
Sięganie po wsparcie
Słowa „pomoc”, „wsparcie”, „prosić”, a także „dawać”, „dzielić się” są odmieniane przez wszystkie przypadki w kontekście zdrowia psychicznego i społecznego. W naszej obecnej rzeczywistości temat pomagania stał się niebywale ważny. Podobnie jak sięgania po pomoc.
Słowa „pomoc”, „wsparcie”, „prosić”, a także „dawać”, „dzielić się” są odmieniane przez wszystkie przypadki w kontekście zdrowia psychicznego i społecznego. W naszej obecnej rzeczywistości temat pomagania stał się niebywale ważny. Podobnie jak sięgania po pomoc.
Potrzebna pomoc
Odpowiedź na pytanie, po co nam wsparcie wydaje się oczywista. Nikt nie jest wszak samowystarczalny. W wielu życiowych sytuacjach potrzebna jest troska i akceptacja innych osób. Uważni na naszą potrzebę ludzie dają poczucie bezpieczeństwa i buduje przynależność. W samotności znacznie trudnej o nadzieję. Pomoc staje się szczególnie istotna w sytuacjach kryzysowych, a z kryzysem mamy do czynienia od kilkudziesięciu miesięcy. Dla wielu z nas jest to czas, gdy jesteśmy równocześnie w potrzebie, jak i w wielu przypadkach zmęczeni własnymi i cudzymi potrzebami.
Wsparcie może przybierać różne formy. Psychologowie najczęściej mówią o wsparciu emocjonalnym, cieple i trosce oraz o wsparciu poznawczym ułatwiającym rozumienie sytuacji. Wiele osób poszukiwać będzie wsparcia duchowego. Od specjalistów w różnych dziedzinach oczekujemy wsparcia polegającego na rzetelnej informacji, czy udzieleniu rady. Oczywiście jest też wsparcie materialne.
Proszenie o pomoc
Mimo, iż otrzymywanie wsparcia od innych jest warunkiem funkcjonowania, nie jedna osoba nie decyduje się po nie sięgać. Czasem wręcz marzy o byciu kompletnie od innych niezależnym. Nawet zdając sobie sprawę, jak bardzo potrzebuje pomocy, z urazą bezskutecznie czeka aż inni domyślą się, czego potrzebują. Czasem próbuje tak podprowadzić rozmowę, aby nie prosząc – dostawać. Woli nie brać odpowiedzialności za swoje potrzeby i nie ponosić ryzyka związanego z wyrażaniem potrzeb.
Proszenie innych w wielu osobach budzi niechęć, pogardę do samego siebie, strach i wstyd. Czasem dzieje się tak, gdy nauczyliśmy się, iż nasze potrzeby nie mają dla innych znaczenia, były wyśmiewane, a także w przypadkach, gdy ze zbyt trudnymi zadaniami musieliśmy radzić sobie sami. Prosząc czujemy się słabi, bezbronni i zbyt zależni. Oczywiście są także osoby, które wyręczają się innymi, domagają się, wymuszają. Biorą i mają o to pretensje do siebie i świata. Pełne roszczeń żywią przykre uczucia do siebie i tych, z których wsparcia korzystają.
Gdy prosimy, w przeciwieństwie do żądania i stosowania manipulacji, dopuszczamy odmowę. Proszenie wymaga wielkiej odwagi odsłonięcia się, pokazania swojej zależności, zaufania innej osobie. Osoby, które nauczyły się adekwatnego sięgania nauczyły się także tego, że jedna osoba nie zaspokoi ich potrzeb. Dzięki realistycznej ocenie i spokojowi emocjonalnemu mogą sięgnąć do kilku źródeł lub zastanowić się dlaczego nie dostają pomocy. Dzięki wzięciu odpowiedzialność za swoje potrzeby mają znacznie więcej możliwości poradzenia sobie z trudną sytuacją. Często łatwiej im także docenić wsparcie i poczuć autentyczną wdzięczność.
Ostatni, trudny czas powoduje, iż wielu z nas jest w potrzebie. W nas, jak i wokół nas są zarówno potrzeby, jak i zasoby, możemy brać, dawać i wymieniać się z innymi.
Nadzieja jako źródło siły psychicznej
Nadziei potrzebujemy wszyscy. Szczególnie obecnie, gdy czas z trudnego dla wielu stał się trudniejszy. Pojawia się w zrywach społecznych, w potrzebie niesienia pomocy, w przytuleniu kogoś bliskiego, w zapewnieniach o miłości. Nadaje sens. Nadzieja, która podobno jest matką głupich, staje się matką wszystkich w potrzebie.
Nadziei potrzebujemy wszyscy. Szczególnie obecnie, gdy czas z trudnego dla wielu stał się trudniejszy. Pojawia się w zrywach społecznych, w potrzebie niesienia pomocy, w przytuleniu kogoś bliskiego, w zapewnieniach o miłości. Nadaje sens. Nadzieja, która podobno jest matką głupich, staje się matką wszystkich w potrzebie.
Nadzieja matką, towarzyszką i przyjaciółką
Nadzieja jest odważną towarzyszką naszej codzienności. Wspiera dążenia, także te które mają nadawać sens i przeciwdziałać rozpaczy. To ona mobilizuje do wysiłku. To jej często poszukujemy w relacjach z innymi. Jest patrzeniem w przyszłość. Czasem skierowana na konkretne wydarzenie – wtedy realizujemy cele, a innym razem ogólna – podtrzymująca chęć wysilania się.
Nadzieja wspiera potrzeby rozwoju i samorealizacji. Ludzie, którzy potrafią jej doświadczyć mają większą odporność psychiczną. W mniejszym stopniu odczuwają samotność, widzą więcej możliwości, mniej się zrażają niepowodzeniami. Lepiej także znoszą ból i lepiej reagują na leczenie (także to nastawione wyłącznie na ciało). Nawet układ nerwowy u osób, które mają nadzieję jest lepiej zrównoważony pod względem neuroprzekaźników (pośredników w komunikacji pomiędzy neuronami, komórkami nerwowymi i tkankami oraz mięśniami).
Podstawowa nadzieja kształtuje się już u bardzo małych dzieci – już około pierwszego roku życia. Daje poczucie, że świat ma sens i porządek oraz, że generalnie jest przyjazny. Daje siłę podczas nieuniknionych kryzysów rozwojowych, a także takich, które przeżywamy w związku ze spotykającymi nas nieprzychylnymi, czy traumatycznymi zdarzeniami. W chwilach zwątpienia, także tych burzących dotychczasowy porządek, daje poczucie sensu.
Może jednak matka głupich?
Choć nieodzowna do życia, nadzieja także może być pułapką, ułudą i fałszem. Staje się tak, gdy zamiast wspierać naszą rzeczywistość staje się oszustwem i ucieczką. Odrywa się wtedy od faktów i całościowego doświadczenia i staje się nieprzeżytym konstruktem, narzucanym samemu sobie niejako od zewnątrz. Nieprawdziwym uśmiechem, wymuszoną energią, niezakotwiczoną w rzeczywistości pociechą. I nawet, gdy taki rodzaj nadziei inspiruje do aktywności, często działania nie przynoszą upragnionego efektu.
Nadzieja w psychoterapii i pomaganiu
Budzenie nadziei, jej zaszczepianie i podtrzymywanie są warunkiem skutecznej psychoterapii. To ona pozwala na tę pełną wysiłku pracę. Terapia związana jest z podejmowaniem ryzyka i angażowaniem, na które bez nadziei trudno się zdecydować. Często wagę, jaką terapeuci przywiązują do nadziei łączy się z psychologią pozytywną i humanistyczną, jednak każdy terapeuta, nauczyciel, pedagog, pracownik socjalny i wolontariusz wie, jak trudno jest wesprzeć osobę pozbawioną nadziei. Czas, w którym znajdujemy się obecnie jest wypalający dla osób pomagających, między innymi dlatego, iż w doświadczeniu głębokiego nieszczęścia, czasem nadzieja gaśnie. Zarówno osoby, które doświadczają tragicznych wydarzeń, jak i ci, którzy niosą im pomoc mogą znaleźć się w tunelu, gdzie nie ma sensu, przyszłości i celu. Jest rozpacz. Dlatego tak ważne jest, aby, nawet w sytuacjach, w których wydaje się to nierealne nie zapomnieć o sobie. Pominięcie siebie, często wypala w przeciągu bardzo krótkiego czasu.
Nadzieja jest tym, z czego jako ludzie możemy być naprawdę dumni i za co możemy być wdzięczni. Bez niej nie można wyobrazić sobie dobrej przyszłości, prawdziwej miłości i empatii.
Regulacja emocji – na czym polega, co nam służy, co nam szkodzi?
Regulacja emocji oznacza takie kierowanie swoimi doświadczeniami emocjonalnymi, które sprawia, że emocje nam służą: dostarczają ważnych informacji, prowadzą do poczucia pełni życia oraz prawdy o sobie. Aby było to możliwe, potrzebne jest dokonywanie dość złożonego procesu.
Regulacja emocji oznacza takie kierowanie swoimi doświadczeniami emocjonalnymi, które sprawia, że emocje nam służą: dostarczają ważnych informacji, prowadzą do poczucia pełni życia oraz prawdy o sobie. Aby było to możliwe, potrzebne jest dokonywanie dość złożonego procesu.
Składniki regulacji emocjonalnej
O regulacji emocjonalnej można myśleć jako o optymalnym dystansie od własnych emocji. Gdy oddalamy się od emocji zbyt daleko, pozbawiamy się ważnego sposobu komunikacji ze sobą i światem. Gdy jesteśmy zbyt blisko nich, zatapiamy się w doświadczeniu, a przeżycia nas zalewają. Rozregulowane emocje są więc zbyt ciche lub za głośne, aby można było z nich korzystać.
Optymalna regulacja emocjonalna składa się z kilku etapów:
Rozpoznanie emocjonalnego pobudzenia – na tym etapie wiemy tylko, że „coś się z nami dzieje”, jeszcze nie wiemy co.
Świadomość – dowiadujemy się jakie jest to, co czujemy (np. ciężkie, gorące, drżące), a potem co tak naprawdę czujemy. Ten etap obejmuje zróżnicowanie pobudzenia emocjonalnego, czyli nazwanie emocji: smutku, złości, radości itd. Zróżnicowanie emocji może być podstępne, gdyż nierzadko jedne emocje (tzw. emocje wtórne) przykrywają lub zasłaniają inne (tzw. emocje pierwotne). Klasyczną „zasłoną dymną” dla smutku lub bezradności jest złość. Wolimy doświadczać poczucia mocy i sprawczości, które wiąże się ze złością niż słabości i braku energii idących z bezradnością. Takich zasłon jest zresztą wiele więcej: złość często przykrywa też strach lub ból i zranienie. Z kolei smutek lub poczucie winy czasem przykrywa pierwotną złość.
Ekspresja – obejmuje podjęcie decyzji co z doświadczaną emocją zrobimy: czy ją wyrazimy i jeśli tak, to w jaki sposób. Ważne, żebyśmy rzeczywiście mieli wewnętrzny wybór, a nie przymus. Jeśli nie zdarza się nam wyrażać złości, niezgody czy niezadowolenia, to można się spodziewać, że ta umiejętność jest zablokowana, a okazanie lub ukrycie emocji jest wynikiem wewnętrznego przymusu, a nie wyboru.
Potrzeba – emocje są zwykle „na wierzchu” potrzeby. Co jest w środku? Doświadczanie złości może być przejawem potrzeby, by szanowane były moje granice. Za smutkiem może stać potrzeba czyjejś obecności lub bycia zauważonym.
Sięgnięcie po zaspokojenie potrzeby – gdy już wiemy, jaka potrzeba stoi za emocją, do nas należy zadbanie o to, by była zaspokojona. Jeśli potrzebuję obecności, to zadbam o to, by spotkać się z bliską osobą, a jeśli chcę by moje granice były szanowane, skonfrontuję się z osobą, która je narusza.
Konstruktywna regulacja emocjonalna składa się więc z licznych elementów. Idealny proces wyglądałby tak: rozpoznaję pobudzenie emocjonalne, potrafię je trafnie rozróżnić (nazwać), mam wybór w jaki sposób wyrażę (lub nie) własne emocje. Orientuję się, jaka potrzeba stoi za moim przeżyciem i potrafię po nią sięgnąć we własnym zakresie lub z pomocą innych osób. W efekcie mam poczucie zrozumienia, ulgi, zaspokojenia, spójności wewnętrznej i dobrego połączenia z innymi ludźmi.
Destrukcyjna regulacja emocjonalna i psychoterapia
Jako że proces regulacji jest złożony, łatwo sobie wyobrazić, że może dojść do jego zakłócenia na różnych etapach. Często pobudzenie emocjonalne jest doświadczane jako na tyle nieprzyjemne, że próbujemy się go szybko pozbyć, zanim uda się rozpoznać, o czym ono jest. Może się to dziać przy pomocy środków, które od zewnątrz mają regulować naszą wewnętrzną rzeczywistość np.:
alkohol i inne używki
zajadanie emocji,
odłączania się przez spędzanie czasu przy ekranach,
seks,
nadmiarowa aktywność fizyczna,
agresja („odreagowanie” emocji na innych).
Większość z tych aktywności nie jest oczywiście destrukcyjna sama w sobie, niesłużące jest nawykowe używanie ich w intencji, by „po prostu nie czuć”. Skutkuje to co prawda chwilową ulgą, jednak efektem jest też to, że istotne potrzeby pozostają niezaspokojone, a spragnione napełnienia naczynie w środku nas pozostaje puste.
Do zakłócenia procesu regulacji może dojść na innych etapach, na przykład: „Wiem że coś mi jest, ale nie mam pojęcia co to jest/takiego”. Za świadomością pobudzenia i stojących za nim uczuciami może nie iść świadomość potrzeby: „Jest mi smutno, ale nie wiem czego bym potrzebował”. Może pojawić się też rezygnacja z sięgnięcia po zaspokojenie potrzeby: „Potrzebuję przytulenia, ale nie powiem o tym nikomu, niech się sami domyślą”.
Dobre korzystanie z sygnałów emocjonalnych i zakłócenia tego procesu na każdym z tych etapów może być przedmiotem pracy w trakcie psychoterapii. Psychoterapia pomoże rozpoznawać własne stany emocjonalne, uelastyczniać sposoby ekspresji emocjonalnej i usuwać blokady w wyrażaniu. Psychoterapeuta będzie też towarzyszem w nauce i testowaniu strategii zaspokajania potrzeb.
Psychologiczny „poradnik” przedświąteczny
Grudzień już się rozpoczął, a uwaga wielu z nas zwraca się ku zbliżającym się świętom. Z tej okazj proponujemy przedświąteczny przewodnik zawierający esencję tego, o co naszym zdaniem warto zadbać w okresie okołoświątecznym.
Grudzień już się rozpoczął, a uwaga wielu z nas zwraca się ku zbliżającym się świętom. W zeszłym roku pisaliśmy o przedświątecznym stresie oraz o iluzjach, z którymi warto się pożegnać, by przeżyć ten czas w budujący dla siebie sposób (link). Tym razem proponujemy przedświąteczny przewodnik zawierający esencję tego, o co warto zadbać w okresie okołoświątecznym.
Mniej znaczy więcej
Czas pędzi i mija. W każdej sekundzie mamy go już o sekundę mniej. Nic dziwnego, że pojawia się pokusa, żeby przyśpieszyć, zmieścić więcej, działać bardziej, doświadczyć mocniej. Oprzyj się jej. Zwolnij. Lepsza jedna potrawa zjedzona uważnie i przygotowana w atmosferze spokoju, niż dziesięć potraw zrobionych w biegu, zjedzonych nie wiadomo kiedy. Lepszy jeden upominek obejrzany z uwagą niż nadmiar w którym trudno się połapać. Lepsza chwila uwagi przy zapalonej świeczce niż chaos wokół bogato ubranej choinki.
Postaw na bycie w zgodzie ze sobą
Zastanów się czego oczekują od Ciebie ludzie wokół Ciebie w związku ze świętami. Spróbuj uświadomić sobie jak najwięcej takich oczekiwań. Pomyśl też, jakie są Twoje własne oczekiwania do siebie. Skąd się u Ciebie pojawiły? Czy służy Ci utrzymywanie ich?
A teraz zatrzymaj się na chwilę. Czego chciałbyś / chciałabyś dla siebie? Czego potrzebujesz? Spotkań z rodziną czy odrobiny samotności? Bycia w domu, czy wyjazdu na koniec świata? Chcesz spokoju, odpoczynku czy spontanicznej zabawy? A może chwili na zamyślenie? Cokolwiek to jest, nie bądź oszczędny / oszczędna w określaniu swoich potrzeb i preferencji.
Dopiero gdy je dobrze nazwiesz, zastanów się jak je zrealizować – w całości, części lub choćby małym fragmencie – biorąc pod uwagę ograniczenia rzeczywistości.
Postaw na relacje
W książce „Czego najbardziej żałują umierający” B. Ware, aż dwa z pięciu wyróżnionych żalów dotyczy relacji z ludźmi: „Szkoda, że nie miałam odwagi okazywać uczuć” oraz „Żałuję, że straciłam kontakt z przyjaciółmi”. Być może okołoświąteczny czas, kiedy jesteśmy wybici z rutyny codziennych obowiązków (a zamiast nich pojawiają się te „niecodzienne”) stanie się okazją do zadbania właśnie o te kwestie. To dobry moment do odnowienia ważnej znajomości, która gdzieś się zatarła, powiedzenia tego co niewypowiedziane bliskim nam osobom.
Pożegnać iluzję?
Wbrew masowym przekazom czas okołoświąteczny to dla wielu osób moment, w którym orientują się, że ich relacje ze sobą lub innymi znacznie odbiegają od tego, czego pragną. Być może spokojne uświadomienie sobie, że “jest jak jest” będzie tym, co pozwoli odetchnąć z ulgą i odrzucić tę część rytuałów i tradycji, która nam nie służy. Być może to uświadomienie stanie się też impulsem do zmiany - a być może do puszczenia niesłużących nam oczekiwań.
Pamiętajmy, że Święta Bożego Narodzenia to tylko dwa i pół dnia, tyle co zwykły weekend. Oszczędźmy sobie prób zmieszczenia w świętach nadziei na spełnienie tego, co w tym czasie nie ma szans się zdarzyć.
Wrażliwość ukryta pod zbroją
Każdy z nas czasem chowa się pod jakąś maską lub zakłada zbroję, która ma chronić przed zranieniem, rozczarowaniem czy poniżeniem. Zbroja ma sprawić, że czujemy się bezpieczniejsi. Czasem zdarza się, że zbroja jest jedynym znanym nam „ubiorem”. Wówczas niejako znikamy – nie tylko dla innych ludzi, ale również z czasem dla nas samych. Poznajcie sposoby, w jakie chronimy swoją wrażliwość - by dzięki ich świadomości móc chronić się odrobinę mniej.
Każdy z nas czasem chowa się pod jakąś maską lub zakłada zbroję, która ma chronić przed zranieniem, rozczarowaniem czy poniżeniem. Zbroja ma sprawić, że czujemy się bezpieczniejsi. Czasem zdarza się, że zbroja jest jedynym znanym nam „ubiorem”. Wówczas niejako znikamy – nie tylko dla innych ludzi, ale również z czasem dla nas samych. Cali stajemy się naszą zbroją, tracimy kontakt z naszą wrażliwością. Znikamy pod strachem. Kiedy spotykamy drugiego człowieka ubranego w zbroję, trudno o poczucie emocjonalnego podłączenia do tej osoby, trudno o prawdziwy kontakt. Obawiamy się okazywania naszej wrażliwości i jednocześnie szukamy wrażliwości w innych. Bo bez kontaktu z wrażliwością nie ma prawdziwego kontaktu, nie ma emocjonalnego podłączenia do siebie czy drugiej osoby.
Utrata kontaktu z wrażliwością, ochrona przed wstydem i lękiem
Brene Brown, w swojej książce „Z wielką odwagą” opisuje trzy powszechnie występujące formy zbroi. Wielu z nas wykorzystuje je w jakimś stopniu. Są to:
Wyrzekanie się radości, hamowanie spontaniczności podszyte lękiem
Perfekcjonizm (rozumiany jako ochrona przed wstydem)
Znieczulanie się, aby złagodzić poczucie bólu lub dyskomfortu
Wyrzekanie się radości
Radosne momenty życia, takie jak przeprowadzka do własnego mieszkania, poczucie zadowolenia z pracy, cieszenie się macierzyństwem, szczęśliwy związek, zakochanie się bywają podszyte lękiem. Lękiem spowodowanym tym, że mamy świadomość możliwej utraty tego co sprawia radość i bólu z tym związanego. Zatem wyrzekamy się radości, aby nie czuć bólu. Przygotowujemy się na najgorsze, piszemy czarne scenariusze. Wszystko po to, by zminimalizować wrażliwość – bo świadome przeżywanie radości to jednoczesny kontakt z rozczarowaniem, smutkiem, cierpieniem. Pragniemy radości ale trudno nam znieść wrażliwość na zranienie.
Antidotum na wyrzekanie się radości jest:
pielęgnowanie wdzięczności za to co mamy
zauważanie szczęścia w codzienności (w przeciwieństwie do gonienia za czymś nadzwyczajnym)
zanurzanie się w radości, odczuwanie jej całym sobą
Perfekcjonizm
Perfekcjonizm to „działanie w defensywie”, to działania mające na celu uniknięcie oceny, wstydu, kompromitacji. Perfekcjonizm do pragnienie uzyskania aprobaty innych, a nie własnej. Perfekcjonizm bywa przeszkodą na drodze do sukcesu - nie pozwala nam wziąć udziału w zdrowej rywalizacji ponieważ produkuje lęk przed błędami, porażką i krytyką. Wreszcie, perfekcjonizm może mieć związek z rozwojem depresji, czy uzależnień. Perfekcjonizm to przejaw zmagania się ze wstydem. Każdy z nas ma w sobie okruch perfekcjonizmu. Gdy okruch staje się głazem, giniemy pod jego ciężarem – pod ciężarem przymusu bycia nieskazitelnym, najlepszym, doskonałym.
Co jest antidotum na perfekcjonizm? Warto rozwijać życzliwość i współczucie wobec samego siebie oraz uważność na swoje doświadczenie (myśli, doznania z ciała, emocje). Bez zauważenia bólu nie możemy się o siebie zatroszczyć. Innym niezbędnym źródłem łagodzenia przymusu bycia perfekcyjnym jest rozwijanie poczucia bycia wystarczającym i budowanie w ten sposób poczucia własnej wartości.
Znieczulanie się
Jak się znieczulamy? Mamy wiele sposobów znieczulania się: wpadanie w wir zadań, bycie zajętym, picie alkoholu, zażywanie narkotyków, sięganie po leki, przejadanie się, palenie papierosów, korzystanie z telefonu komórkowego, oglądanie seriali.
Na co się znieczulamy? Na szeroko pojęty na ból emocjonalny - ból wynikający z poczucia nieudolności, bycia gorszym, wstydu, niepokoju oraz poczucia braku więzi z innymi ludźmi / izolacji psychicznej. U podłoża potrzeby znieczulania się często leży wstyd i niepokój związany z niskim poczuciem własnej wartości, które często prowadzi do izolacji społecznej i braku realizacji potrzeby przynależności, więzi.
Jakie strategie sprawdzają się w radzeniu sobie ze znieczulaniem się?
Wyczulenie na znieczulenie (zauważanie znieczulającego zachowania)
Autentyczne przeżywanie uczuć, w tym umiejętność pozostawania w trudnych emocjach.
Istnieją również inne rodzaje zbroi, po które czasem sięgamy, np. „wiking albo ofiara”, „emocjonalny ekshibicjonizm” czy „cynizm, krytycyzm, tumiwisizm i okrucieństwo”. Być może napiszemy o nich w kolejnych postach.
Jeśli potrzebujesz wsparcia w rozpoznaniu swojej „zbroi” i pozbyciu się jej, przynajmniej częściowym, z pomocą może przyjść psychoterapeuta W RELACJI prowadzący psychoterapię indywidualną.
Wpis powstał na podstawie książki Brene Brown „Z wielką odwagą” (Laurum, Warszawa 2021)
Jak przetrwać pandemię we względnym zdrowiu psychicznym?
Od roku żyjemy w stanie kryzysu. Od ROKU. Tyle już trwa stan podwyższonego stresu, napięcia i zagrożenia związany z pandemią. Jaki wpływ ma na nas życie w stanie ciągłego kryzysu?
Od roku żyjemy w stanie kryzysu. Od ROKU. Tyle już trwa stan podwyższonego stresu, napięcia i zagrożenia związany z pandemią. Jaki wpływ ma na nas życie w stanie ciągłego kryzysu?
Kryzys – czas mobilizacji lub wycofania
Okres pandemii to wyzwanie dla wielu z nas. Nierzadko nasze dotychczasowe sposoby radzenia sobie okazują się niewystarczające, a wyzwanie staje się kryzysem. W czasie kryzysu działamy według innych „reguł gry”, niż zazwyczaj. Mobilizujemy swoje siły, by zmierzyć się z zagrożeniem. Skupiamy się na przetrwaniu bardziej niż rozwoju. Obejmujemy uwagą to, co najistotniejsze, pomijając działania w obszarach mniej pilnych. Inną reakcją na kryzys jest „ucieczka”. Staramy się wtedy oszczędzać energię i minimalizować straty. W nadziej na przeczekanie ograniczamy aktywność, kontakt ze światem i sobą. Odmianą tej reakcji będzie strategia „wytrzymywania” – przeczekaniu w bezruchu i bierności w nadziei, że sytuacja szybko się zmieni.
Gdy kryzys się przedłuża…
Każda z przyjętych strategii radzenia sobie z kryzysem niesie ze sobą negatywne skutki, jeśli jesteśmy zmuszeni stosować ją przez dłuższy czas. Przedłużona mobilizacja prowadzi do poczucia przeciążenia. Nasze siły fizyczne i psychiczne się wyczerpują. Z kolei przedłużone wycofanie sprawia, że coraz bardziej odłączamy się od życia. Co prawda ograniczamy zużycie potrzebnych nam sił, ale jednocześnie nie mamy jak zaczerpnąć ich z zewnątrz. Możliwe do zaobserwowania objawy to między innymi:
symptomy fizyczne: napięcie w ciele, obniżona odporność, problemy ze snem, brak sił i energii;
symptomy emocjonalne: poczucie pustki, przytłoczenia, braku nadziei, zamartwianie się przyszłością, drażliwość, wybuchy złości;
symptomy behawioralne – rozproszone działanie, trudności w skupieniu się, prokrastynacja.
Jak przetrwać kryzys?
Nasze automatyczne strategie radzenia sobie z kryzysem na dłuższą metę niestety się nie sprawdzają. Aby zadbać o swoje zdrowie fizyczne i psychiczne w czasie przedłużającego się kryzysu potrzebna jest świadoma i uważna praca nad uelastycznianiem swojej automatycznej reakcji walki lub ucieczki:
Pomocne okażą się:
Uważność – na swój stan psychofizyczny i swoje potrzeby. Bycie uważnym w kryzysie jest trudne i sprzeczne z tym, co mamy ochotę zrobić automatycznie. Jednak świadome i regularne zwracanie uwagi na to, w jakim jesteśmy stanie fizycznym i emocjonalnym pomoże nie pominąć ważnych sygnałów płynących z naszego ciała. Pomocne mogą być medytacje, kontakt z naturą, czy zadbanie o zapewnienie sobie momentów ciszy.
Wyrozumiałość – cokolwiek się z nami dzieje, należy nam się wyrozumiałe i życzliwe spojrzenie na siebie. Pomocne mogą być na przykład takie zdania: „Radzę sobie najlepiej, jak na ten moment potrafię.”; „Mam prawo popełniać błędy.”; „Mam prawo mieć trudności i okazywać słabość”.
Szukanie ruchu– jeśli twoją strategią jest wycofanie, ważne będzie szukanie możliwości ruchu, zarówno realnej fizycznej aktywności, jak i ruchu w wymiarze symbolicznym. Będzie nim poszukiwanie swojej sprawczości. Mimo ogromu obszarów, na które nie mamy wpływu, znajdą się te kawałki rzeczywistości, w których możemy coś poradzić. Działanie w tych obszarach dać może realną ulgę.
Wsparcie – kryzys to czas, by szukać pomocy wszędzie tam, gdzie się da. Wymiana wsparcia z najbliższym otoczeniem, a także sięgnięcie po pomoc osób z zewnątrz może dać upragnione chwile oddechu. Każda taka chwila jest w kryzysie na wagę złota;
Tylko nie święta! Czyli o stresie okołoświątecznym
Czas okołoświąteczny to ogromy worek pełen rytuałów, emocji, skojarzeń, historii i znaczeń. W rodzinie, w parze czy samotnie, niesiemy go przez życie, zazwyczaj nie zaglądając do środka. Warto jednak co jakiś czas zajrzeć do worka i zrobić przegląd zawartości. Może nie wszystkie pakunki chcemy ze sobą nieść na kolejne święta?
Czas okołoświąteczny to ogromy worek pełen rytuałów, emocji, skojarzeń, historii i znaczeń. W rodzinie, w parze czy samotnie, niesiemy go przez życie, zazwyczaj nie zaglądając do środka. Warto jednak co jakiś czas zajrzeć do worka i zrobić przegląd zawartości. Może nie wszystkie pakunki chcemy ze sobą nieść na kolejne święta?
Jaka jest twoja własna opowieść wigilijna?
Święta to cudowny, magiczny czas, w którym rodzina w zgodzie, harmonii i życzliwej atmosferze spędza wspólnie czas, niespiesznie delektując się smakołykami i obdarowując nawzajem samymi trafionymi prezentami. To czas, w którym wszystkie spory zostają zatrzymane bądź nawet znikają. Ludzie sobie wybaczają, a trudności w relacjach wreszcie samoistnie się rozwiązują. Osoby samotne właśnie wtedy znajdują swoją drugą połówkę, oddaleni od siebie partnerzy osiągają porozumienie, a dzieci w radości i spokoju bawią się, śpią i jedzą, angażując opiekunów właśnie w tych momentach i takich ilościach, w jakich obie strony pragną.
Stop.
Ilu z nas może pochwalić się takimi doświadczeniami ze świąt? U ilu z nas taki scenariusz sprawdza się choćby w połowie? Magia świąt jest urzekająca. Jesteśmy nią karmieni, nawet tego nie zauważając –w filmach, reklamach, sklepach. I choć czasem trudno uwolnić się od czaru, bycie pod jego działaniem okazuje się dla wielu z nas poważnym stresorem. Myślimy: „Co ze mną nie tak?”. Porównujemy się do innych, lub do naszych wyobrażeń o życiu innych. Kończymy z poczuciem niższości, rozczarowania lub nieadekwatności.
Może więc czas pożegnać się z magią świąt z kapelusza iluzjonisty, a zamiast niej stworzyć swoją własną świąteczną historię, skrojoną na miarę i z marginesem na błędy?
Żegnając iluzję
Z pomocą w żegnaniu się z iluzją świąt przyjść może zastanowienie się nad tym, jakie stresujące czynniki wiążą się z tym okresem. Zatrzymaj się na chwilę i zastanów, co obciąża, niepokoi lub stresuje Cię w ostatnim czasie.
A oto przykładowa lista stresorów:
więcej zadań do wykonania (zakupy, prezenty, sprzątanie, gotowanie, dekorowanie)
więcej oczekiwań co do poziomu wykonania tych zadań („Na święta to przecież MUSI być posprzątane”)
zbliżający się deadline – Wigili nie da się przesunąć na kilka dni później
w przypadku rodziców małych dzieci – konieczność zapewnienia opieki nad dziećmi w większym zakresie
oczekiwania otoczenia co do naszych zachowań: „Przecież musisz mnie odwiedzić”, „Karpia nie zrobisz?”, „Od Mikołaja chcę koniecznie największy zestaw lego”
Co niesiesz w swoim świątecznym worku?
Oprócz czynników zewnętrznych wielu z nas niesie także wewnętrzne stresory, które powodują nieprzyjemne emocje, często w sposób zupełnie dla nas niezauważony. Obciążeniem bywają nasze własne doświadczenia ze świąt z dzieciństwa. Może było to pełne napięcia ubieranie choinki, kłótnie wybuchające przy wigilijnym stole, umęczenie przygotowaniami zabierające całą radość ze świętowania, czy nigdy niespełnione nadzieje na bliskość. Jeśli taki jest nasz nieświadomy bagaż, będziemy w czasie świąt tykającą bombą, która przy naciśnięciu nieodpowiedniego guzika, wybuchnie złością, rozczarowaniem lub smutkiem.
Nasze wewnętrzne stresory to także nasze przekonania, którymi niechcący możemy zastawiać na siebie pułapki:
„Dam radę, wytrzymam, muszę tylko jeszcze trochę wytrzymać
„Wszystko musi być idealne – przecież święta są tylko raz w roku”
„Muszę uszczęśliwić wszystkich wokół mnie”.
Przedświąteczny poradnik – jak obniżyć okołoświąteczny stres?
Na szczęście nie jesteśmy skazani na negatywny scenariusz. Możemy użyć samoświadomości i uważności tak, by budować nasze własne Święta. Oto kilka porad, które mogą okazać się pomocne:
Potraktuj przygotowania jako świętowanie. Będziesz miał / miała więcej okazji do sprawdzania i tworzenia takiej świątecznej rzeczywistości, jaka będzie dobra dla ciebie.
Przyjrzyj się krytycznie swoim świątecznym wspomnieniom z dzieciństwa. Co lubiłeś/ lubiłaś? Co było dla ciebie przyjemne, ważne? Czego wolałbyś / wolałabyś nie powtarzać.
Bądź uważny/ uważna: na sygnały ze swojego ciała, mówiące o przemęczeniu, przekroczeniu, niezadowoleniu.
Zmniejszaj, zmniejszaj i jeszcze raz zmniejszaj liczbę zadań, które na siebie bierzesz w związku ze świętami. Sprawdź, które zadanie możesz odpuścić, ograniczyć, którymi możesz podzielić się z kimś innym.
Postaw na relacje – z bliskimi, dalszymi, ze sobą. Takie, w których jest miejsce na potrzeby każdej ze stron. Takie które ładują baterie, a nie obciążają. Ten prezent dla siebie i innych ma dużą szansę by być trafiony.
Dążenie do relacji i dążenie do autonomii
W trakcie życia człowieka, od narodzin po śmierć, przewijają się dwie, wydawać by się mogło przeciwstawne, tendencje. Jedna z nich to dążenie do relacji, druga – potrzeba autonomii, tożsamości. Człowiek potrzebuje zarówno relacji, jak i bycia niezależnym sobą aby jego życie było w równowadze. Jak te potrzeby zmieniają się w ciągu życia? Co możę dać psychoterapia, jeśli pojawia się trudność w dialogu pomiędzy tymi potrzebami? Zapraszamy do lektury najnowszego wpisu!
W trakcie życia człowieka, od narodzin po śmierć, przewijają się dwie, wydawać by się mogło przeciwstawne, tendencje. Jedna z nich to dążenie do relacji, druga – potrzeba autonomii, tożsamości. Człowiek potrzebuje zarówno relacji, jak i bycia niezależnym sobą aby jego życie było w równowadze.
„Ja” w dialogu między potrzebą relacji i autonomii
W różnych okresach życia, jedna z tych potrzeb jest dominująca wobec drugiej i dzieje się to cyklicznie. Zaspokojenie potrzeby relacji prowadzi do uaktywnienia się dążenia do autonomii i odwrotnie. W dialogu pomiędzy tymi dwoma dążeniami tworzy się osoba, powstaje Ja. Na styku relacji i autonomii czasem tworzy się duże napięcie. Dzieje się tak na przykład w okresie dorastania, gdy młody człowiek wciąż potrzebuje bliskiej relacji ze swoimi rodzicami, a jednocześnie zaczyna intensywnie dążyć do separacji, oddzielenia.
Tendencja do relacji i autonomii u osób dorosłych
Po burzliwym czasie dorastania, w miarę postępowania dorosłości, potrzeba relacji i autonomii współistnieją i, jeśli nic nie stanie na przeszkodzie, są we względnej równowadze. Człowiek dorosły realizuje potrzebę relacji w związkach z partnerem, dziećmi, rodzicami, przyjaciółmi czy współpracownikami. Tendencja do autonomii zaś przejawia się poprzez pełnienie różnych ról, zbieranie doświadczenia, duchowość, realizację ważnych dla danej osoby wartości.
Dorosłość to jednak długi okres zatem na przestrzeni ponad 40 lat, pojawiają się kryzysy, impasy w czasie których, jedna z potrzeb, a czasem nawet obie pozostają nie w pełni zaspokojone lub zupełnie niezaspokojone. Rozpada się wieloletni związek, rodzice umierają, dzieci wyfruwają z gniazda, przyjaciele zakładają rodziny i nie mają dla nas czasu – potrzeba relacji domaga się zaspokojenia. W innym momencie dorosłego życia tracimy pracę lub zmieniamy ścieżkę zawodową, czy stajemy się rodzicami i wówczas niewystarczająco realizujemy swój potencjał jako oddzielne osoby. Mamie małego dziecka bywa trudno realizować się jako jednostka – za to zaczyna być mamą zatem funkcjonuje i w nowej roli, i w relacji (choć jej potrzeby bywają niezaspokojone). Niespodziewana poważna choroba może uniemożliwić realizację potrzeby autonomii poprzez uczenie się nowych rzeczy, realizację twórczego potencjału czy podróże.
Zakłócenia w rozwoju wpływające na funkcjonowanie w dorosłości
Na możliwość pełnej realizacji tych dwu najważniejszych potrzeb mają wpływ nie tylko bieżące wydarzenia, lecz także wcześniejsze doświadczenia życiowe. Czasem człowiek dorosły z powodów trudnych do zrozumienia z punktu widzenia bieżących wydarzeń, nie może realizować jednej lub obu tych potrzeb. W okresie życia poprzedzającym dorosłość, czyli w dzieciństwie oraz w okresie dorastania mogą mieć miejsce różne zakłócenia w rozwoju, które pozostawiają ślad w postaci cierpienia, bólu. Przykładowe zakłócenia to niewystarczająca opieka w dzieciństwie, doświadczenie traumy, przemocy czy rozdźwięk pomiędzy potrzebami a doświadczeniem jednostki, czyli sytuacje, w których osoba nie mogła doświadczyć dobrej, wspierającej opieki, ani przyjęcia i docenienia jego indywidualności.
Człowiek dorosły niekoniecznie ma dostęp do owych miejsc bólu, zranień, za to zdaje sobie sprawę, że np. przeżywa dużo lęku i/lub złości, miewa objawy somatyczne czy psychiczne uniemożliwiające realizację dążenia do relacji i/lub autonomii. Niektóre osoby mają utrudniony kontakt ze swoim doświadczaniem i nie czują co czują , inne izolują się od ludzi, nie wchodzą w bliskie relacje.
Pomóc może psychoterapia, np. doświadczeniowa, humanistyczna, która skupiając się na tu i teraz klienta jednocześnie pomaga budować spójną narrację życia i doświadczenia klienta. Przerzuca mosty znaczeniowe pomiędzy zakłóceniami rozwoju, które miały miejsce w przeszłości a obecnym bólem, cierpieniem. W psychoterapii ważny będzie także kontakt z drugą osobą. U jednych klientów najważniejsze okaże się empatyczne dostrojenie terapeuty i bycie widzianym, odzwierciedlanym, co pozwoli na poznanie i uznanie indywidualnego Ja. U innych - budowanie stabilnej, empatycznej relacji z terapeutą, która pozwoli doświadczyć bezpiecznej zależności. U jeszcze innych klientów na pierwsze miejsce w pracy wysunie się proces separacji, budowania autonomii, tożsamości i nadawanie kierunku ich życiu.
Wpis powstał na podstawie rozdziału „Rytm życia między relacją a autonomią” autorstwa Moniki Sowickiej i Grażyny Supel-Szczerbic (Maria Król-Fijewska red., Doświadczanie a psychoterapia, Warszawa 2019, Ośrodek Pomocy i Edukacji Psychologicznej Intra)
Macierzyństwo – czas by sięgnąć po wsparcie?
Początki macierzyństwa to dla wielu kobiet moment… kryzysu. Jak każdy kryzys, także i ten wiąże się ze stresem oraz wymaga wsparcia. Co wspiera matki we wrażliwym czasie początków macierzyństwa?
Początki macierzyństwa to dla wielu kobiet moment… kryzysu. Jak każdy kryzys, także i ten wiąże się ze stresem oraz wymaga wsparcia. Co wspiera matki we wrażliwym czasie początków macierzyństwa?
Macierzyństwo jako przełom
Życie kobiety w momencie, gdy staje się matką - diametralnie się zmienia. O tym, jaką rewolucją jest stawanie się matką, pisałyśmy tu. Na styku nowego i starego życia kobiety, w zderzeniu jej dawnej tożsamości oraz nowego, dopiero kształtującego się JA, pojawienie się kryzysu jest wysoce prawdopodobne. Jak każdy kryzys, także i ten wiąże się ze stresem, poczuciem braku stabilności czy utratą poczucia bezpieczeństwa.
Początki macierzyństwa – matka jest nieważna?
Opieka nad niemowlęciem powoduje czasowe zaniedbanie potrzeb matki. Przez jakiś czas to głód dziecka będzie miał zapewne priorytet nad jej głodem, a płaczący noworodek nie zrozumie, że musi poczekać, bo matka jest niewyspana. Część tej frustracji jest nie do uniknięcia – to część zmiany, która wiąże się ze stawaniem się mamą. Nie znaczy to jednak, że matka musi znosić przychodzące zmiany z „milczącą akceptacją” czy rezygnacją. Wręcz przeciwnie – ma prawo przeżywać w związku z nimi całe spektrum różnorodnych emocji. Mogą to być uczucia czułości i złości, radości i frustracji, smutku, zadowolenia, bezradności, przyjemności, zniechęcenia, zobojętnienia, czy po prostu znudzenia. Ważne jest, żeby matka dała sobie prawo do czucia i potrafiła podarować sobie życzliwe zrozumienie, raczej niż karać siebie poczuciem winy i oskarżeniami o bycie złą matką:
„Jasne, że czasem jestem bezradna/ wściekła / bezsilna / zrozpaczona, kiedy moje dziecko płacze w nocy i nie potrafię go uspokoić. To przecież takie trudne kolejną noc nie spać, kolejny raz towarzyszyć mu w jego płaczu i nie móc nic zrobić.”
„Oczywiście, że czasem mam dość ciągłej opieki nad dzieckiem. To takie trudne czuć osamotnienie i nie mieć kontaktu z inną osobą dorosłą.”
„To zrozumiałe, że czasem nie mam przyjemności z przebywania z niemowlakiem. Przecież wcześniej moje życie wyglądało zupełnie inaczej! To jasne, że bywam znudzona takim sposobem spędzania czasu.”
Hamowanie odczuwania negatywnych emocji powoduje paradoksalnie tracenie kontaktu ze sobą i z dzieckiem. Możliwość przyjęcia do wiadomości, że jako matka nie muszę być idealna, czy też „tylko dobra”, pozwala na bycie matką autentyczną.
Mama szuka wsparcia
Kiedy matka zaakceptuje to, że nie musi sprostać nierealnemu ideałowi „dobrej matki”, łatwiej będzie jej także poszukać wsparcia. Dzięki temu będzie mogła złagodzić trudności, z jakimi będzie borykać się w kryzysie.
Wymaga to pozostawania w kontakcie ze sobą – z tym co się z nią dzieje na poziomie:
fizycznym („Czuję, że ręce mi więdną od wielogodzinnego noszenia malucha.”)
emocjonalnym („Boję się, że nie dam sobie rady”; „Czuję się zupełnie bezradna”, „Jestem wściekła, potrzebuję ochłonąć.”)
poznawczym („Ciągle pojawiają mi się myśli, że jestem złą matką.”, „Wciąż zastanawiam się czy z dzieckiem wszystko w porządku.”).
Drugim krokiem jest umiejętność sięgania po wsparcie w swoim otoczeniu, u partnera, rodziny, w postaci między innymi:
otwartego komunikowania : „Nie daję rady, potrzebuję Twojej pomocy”;
proszenia – „Wróć proszę wcześniej do domu, potrzebuję chwili oddechu”;
odmawiania – „W tym tygodniu nie gotuję. Jeśli chcesz, Ty zajmij się posiłkami albo poprośmy kogoś o pomoc”.
Taka postawa mamy oraz pozytywna odpowiedź jej otoczenia pomoże kobiecie łagodniej przejść przez kryzys macierzyństwa.
Tyle ile matek, tyle zróżnicowanych doświadczeń. Zachęcamy do wsłuchiwania się w swoją własną, indywidualną melodię macierzyństwa oraz do grania jej z pomocą innych, nie w samotności. Czasem udaje się skorzystać ze wsparcia otoczenia, innym razem przydatna będzie pomoc specjalisty – psychologa, psychoterapeuty. W efekcie moment naturalnego kryzysu okaże się kolejnym krokiem do rozwoju - jako osoby, matki i kobiety.
Jeśli chcesz skorzystać z pomocy psychoterapeutów z naszego Ośrodka, możesz umówić się na wizytę tutaj: https://www.wrelacji.pl/umow-wizyte
Samotność w pustym domu
Są różne rodzaje samotności: samotność osób będących w związkach, w których już dawno zapomniana została bliskość; samotność w tłumie ludzi, w którym jednak brakuje autentycznej wymiany, samotność przeżyć, na które zabrakło empatycznej reakcji czy zrozumienia. Jeszcze innym rodzajem samotności jest samotność osób mieszkających samodzielnie – bez obecności żywego człowieka tuż obok. Nad tym właśnie rodzajem samotności dziś się pochylamy.
Każdy z nas ją zna, bez względu na to, czy w domu są inne istoty (ludzkie i zwierzęce), czy nasz dom rzadko odwiedzają inni ludzie. Niemal każdy jakiegoś jej aspektu dotknął osobiście w ostatnim czasie. Są różne rodzaje samotności: samotność osób będących w związkach, w których już dawno zapomniana została bliskość; samotność w tłumie ludzi, w którym jednak brakuje autentycznej wymiany, samotność przeżyć, na które zabrakło empatycznej reakcji czy zrozumienia. Jeszcze innym rodzajem samotności jest samotność osób mieszkających samodzielnie – bez obecności żywego człowieka tuż obok. Nad tym właśnie rodzajem samotności dziś się pochylamy.
Jednoosobowe życie w kontekście społecznym
O singlach mówimy głównie w kontekście dorosłych, stosunkowo młodych, wykształconych mieszkańców dużych miast. Jednak pojedyncze życie znają zarówno ludzie młodzi i starsi, zamożni i ubodzy, korzystający z rozrywek i możliwości jakie oferują im kluby sportowe, czy szkoły tańca, jak i Ci, którzy prawie nie wychodzą z domu. Jednoosobowość dla wielu nie jest stanem przejściowym i trwa latami, a deklarowana społeczna akceptacja rzadko oznacza wczucie się innych osób w ich sytuację. Czasem nawet nieświadomie wyrażane są negatywne oceny lub nieempatyczne komunikaty na temat zachowania osób żyjących w pojedynkę. Któż nie zżymał się na starsze panie stanowczo zbyt często odwiedzające lekarza, którym usta nie zamykają się pod gabinetem, nie ocenił negatywnie młodego chłopaka, który nie ma dziewczyny, czy nie stwierdził, że samotny zamożny 40-latek jest nastawionym wyłącznie na konsumpcję Piotrusiem Panem? Są oczywiście osoby, które chwalą sobie życie w pojedynkę. Wiele osób jednak żyje w pojedynkę, choć głęboko tęskni za obecnością drugiej osoby w domu.
Poczuć jednoosobową samotność
Dla wielu osób najważniejszymi zagrożeniami ostatnich miesięcy były strach o zdrowie i materialny byt. Jednocześnie łatwo nie zauważyć innych istniejących zagrożeń, które mają realny, często dotkliwy wpływ na funkcjonowanie. Czas, w którym teraz żyjemy, dobitnie pokazuje wielu singlom, jak ważna jest możliwość obcowania z innymi ludźmi. Budzi poczucie przykrego, czasem totalnego osamotnienia. Na co dzień nawet nie zdajemy sobie sprawy z tego jak zwykłe pytanie w biurowej kuchni, poczucie zapachu drugiej osoby, prosty kontakt, jest ważną częścią codzienności. Wiele osób od kilku miesięcy nie miało żadnego fizycznego kontaktu z inną osobą. Dotyk jest zupełnie podstawową ludzką potrzebą, a jego brak sprawiać może wręcz fizyczny ból. W zwykłym czasie codziennie wielokrotnie dotykamy innych ludzi: podajemy im ręce, stykamy się w komunikacji publicznej, dotykają nas fryzjerzy, kosmetyczki, czy fizjoterapeuci. Odosobnienie pozbawia nas tego niezwykle ważnego wymiaru kontaktów międzyludzkich.
Jednoosobową samotność można także usłyszeć. Domy samotnych są ciche. Bezpośrednio powstają w nich dźwięki urządzeń, słowa wypowiada tam tylko jedna osoba i rzadko toczy się w nich gwarne życie. W ograniczonym, mało spontanicznym kontakcie jest znacznie mniej miejsca na zwyczajność, lekkość, komentowanie w jednym zdaniu drobnych spraw, za to przeważają rozmowy na ważne tematy o większym ciężarze, o pracy, o ważnych kwestiach. Brakuje ludzi z ich energią zapachem, dźwiękami, uśmiechami, a także żywymi reakcjami na nasz widok.
Zadbać o swoją samotność
Samotny wymiar codzienności nie dla wszystkich jest przykry, czasem jest wręcz przyjemny. Czasem daje ulgę od nadmiaru codziennych bodźców, niechcianych kontaktów. Niejednokrotnie jednak brak zwykłych interakcji pogłębia poczucie osamotnienia. Drobne, zwyczajne kontakty nie powodują, że ludzie go nie odczuwają, jednak ich brak sprawia, że iż izolacja staje się niemal całkowita. Bycie dostrzeżonym, w żywym spontanicznym kontakcie z innymi osobami jest uniwersalną, ludzką, wręcz fizyczną potrzebą. Gdy cierpimy z braku jej zaspokojenia, uznajmy swoją potrzebę. Pozwólmy sobie na dopuszczenie bólu związanego z brakiem. Dopiero potem sprawdźmy, czy możemy zrobić coś, by choćby w niewielkim stopniu doznać ulgi.